Bogaty, więc geniusz?
Po prostu - Elon Musk.
Last updated
Po prostu - Elon Musk.
Last updated
Zbudował tak wielkie imperium biznesowe, jest świetnym, pożądanym specjalistą albo wielkim influencerem z ogromnymi zasięgami. Zatem z pewnością wie co robi w każdej kolejnej sytuacji i jest największym autorytetem! Czy bogaty znaczy geniusz? Nie do końca.
Autorytet bogatych to swego rodzaju efekt aureoli w ujęciu biznesowo-zawodowym, który od lat jest elementem Amerykańskiej kultury, a dzisiaj przenika również do nas zastępując (również szkodliwe) "Bogaty, więc złodziej".
I o ile samo promowanie przedsiębiorczości jest świetne, to wizerunek bogatych (szczególnie przedsiębiorców bazujących głównie na pracy specjalistów pod sobą) jest wyłącznie efektem lat pracy nad marketingiem tej grupy społecznej. Łatwiej przecież zaakceptować ruchy wielkich, mądrych nade mną - to sztuczka od tysięcy lat wykorzystywana przez polityków.
Nie ma to już na celu promowania przedsiębiorczości, a tworzenie mitu. Tworzenie wielkiej legendy o tych, którym się udało, niezależnie czy postępowali moralnie, wyzyskiwali czy okradali. Szczególnie ważne to jest wśród tych bogatych, którzy bazują na pomocy państwa, bo w ten sposób ukrywają ten fakt i zastępują go oklepaną już "ciężką pracą" i "wyrzeczeniami".
Jednocześnie budują w ten sposób wizerunek ludzi uczciwych i prawdziwych wzorów do naśladowania, których należy wspierać i bronić. Nie uważam to za nic złego z moralnej perspektywy, bo wizerunek jest kluczowy do osiągania pewnych celów. Tak jak będąc politykiem nie możesz mówić tego co nie spodoba się wyborcom, tak będąc przedsiębiorcą musisz odpowiednio prezentować się publicznie.
Jednak tę opinię mam tylko wobec osób świadomych tego, że ten wizerunek tworzą. Inną już wobec tych, którzy we własny mit uwierzyli i zaczęli na nim bazować swoje decyzje. Jednym z takich przedsiębiorców jest ten, o którym nie mogę ostatnio przestać pisać, bo jest na piedestale tematów w branży biznesowo-technicznej od tygodni - mam na myśli oczywiście wielkiego Elona.
Otóż Elon Musk stał się tak bardzo przekonany o swojej wyjątkowości. Sam przecież projektował i w pocie czoła budował rakiety, jednocześnie nogami dokręcając śrubki w samochodach Tesli, że postanowił się wziąć za naprawianie social mediów. Zbudował przecież już tak wiele, dlaczego nie mógłby więcej?
No więc najpierw pożyczył kasę od bogatych kolegów by kupić jedną z najlepiej prosperujących platform (w porównaniu do upadającego Facebooka), a następnie zaczął wprowadzać zmiany.
Zaczął od managementu, ludzie to przecież kluczowa część firmy! Najpierw więc wywalił połowę pracowników w iście dyktatorski sposób (poczekajcie sobie na maile i dowiecie się czy nadal pracujecie), kazał pracować po 12h dziennie by wyrobić się z deadlinami, a parę dni później ogłosił ponowny nabór... na te same stanowiska (to z dzisiaj - Bloomberg).
Nie dość, że zaniżył morale zespołu, to dał własnym pracownikom stanąć z pozycji siły (bo to teraz to oni mogą odrzucić ofertę), dodatkowo dorzucając do puli kolejne koszty związane z rekrutacją. Trzeba przyznać, że prawdziwy głos propracowniczy w dziale kadr i płac.
Jako szanujący się inżynier włożył też palce w szprychy działów technicznych. Zaczął więc od wywalenia kluczowych pracowników na oncallu, których pracy nie widać dopóki ważna usługa w aplikacji nie przestanie działać. Wtedy słynne 5h niedziałania całego Facebooka będzie niczym w kwestii wielkich fakapów działów IT.
Przy okazji polecił zmniejszenie wydatków na infrastrukturę o miliard dolarów rocznie. W tydzień. Jak to zrobić? Nie wiem, wymyślcie sobie. Elon jest od pomysłów, a nie racjonalnego podejścia do rozwoju oprogramowania. A to, że spowoduje to powtarzające się awarie doprowadzając Twittera do spirali odpływu użytkowników? Najwidoczniej, chyba bez znaczenia.
I to nie są bardzo skomplikowane problemy. Opinie przeciętnych inżynierów pełne są od identycznej oceny tej sytuacji. To patologia na poziomie polskich januszexów, ale w hiperskali.
Tak właśnie sypie się legenda. Jednak będzie się to działo powoli, Titanic przecież nie zatonął w sekundę. Ego jest największym wrogiem rozwoju, a wiara w mity - największym wrogiem racjonalnego postrzegania rzeczywistości. I mimo, że katolikiem nie jestem, to "po owocach ich poznacie", jest najlepszym podsumowaniem tego efektu autorytetu.