Wartość polityczna ponad idee.
To nowe zasady gry, a kto je odrzuci – przegra.
Last updated
To nowe zasady gry, a kto je odrzuci – przegra.
Last updated
Dawno nie pisałem o polityce, ale czas kampanii to dobry moment by do tego wrócić. Na pewno wiele z czytających ten wpis to zwolennicy opozycji, często twierdzący, że to niemożliwe by rząd mający tak wiele potknięć, afer i wewnętrznych podziałów mógł wygrać.
Ja natomiast twierdzę, że jest to dość prawdopodobne. I nie ma to żadnego źródła w „głupim społeczeństwie”. Dlaczego tak uważam?
Od wielu lat opozycja ścierając się z formacją rządzącą doświadcza jednego niesamowicie szkodliwego zjawiska – nieudolności. Konkretnie, nieudolności w przekuwaniu wpływu społecznego na skuteczność polityczną. Mimo ogromnej liczby przypadków, w których pojawiły się słynne szanse na „obalenie PiS”, każdy z nich okazuje się równie słynnym kapiszonem lub – co gorsza dla opozycji – nic nie zmienia mimo ogromnego potencjału.
Kiedy w 2020 roku społeczeństwo rozpalone sprzeciwem wobec decyzji TK ws. aborcji wyszło na ulice, ja napisałem tekst „Czy to pułapka?”, w którym opisałem wtedy dość kontrowersyjną tezę, że te protesty w dłuższej perspektywie niewiele zmienią. Nie tyle, że faktycznie tak się stało, to ta sytuacja pogrzebała całkowicie przyszłość organizacji Strajku Kobiet, który od tamtego czasu nic znaczącego nie osiągnął.
Podobna sytuacja miała miejsce 5 lat wcześniej. Na przełomie 2015 i 2016 roku wszyscy opozycjoniści byli pewni, że PiS wobec kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego (wybór sędziów) nie utrzyma władzy do końca ówczesnej kadencji. Co się stało w rzeczywistości? Nic się nie wydarzyło, PiS utrzymał swój wysoki poziom poparcia w tym okresie, a temat na opozycji przycichł.
Dlaczego tak było? Dlaczego opozycja grając wartościowymi w ich opinii ideami ciągle przegrywa?
Bo zbyt w te idee wierzy. To one czynią ich ślepymi wobec pragmatyzmu i tworzenia wartości politycznej.
Ja widzę obecne zasady gry jak działalność biznesu – firma ma za zadanie dawać (nawet pozorną) wartość i tworzyć sprzedaż, a konsumenci mają być wystarczająco zadowoleni. Podobnie w polityce, partia ma dawać wartość (nawet pozorne działania) i tworzyć poparcie, a wyborcy mają być wystarczająco zadowoleni.
Najważniejsze w tym układzie to „wystarczająco zadowoleni wyborcy”. Produkt (działalność partii) nie musi być idealny, w pewnych sferach może być nawet bardzo zły, nieudolny i zwyczajnie szkodliwy, ale kluczowym jest to by konsument (wyborca) był z niego zadowolony w ramach swojego własnego kontekstu (elementów życia).
To właśnie powód, dla którego wiele z działań rządu czy opozycji może nie mieć istotnego wpływu, całkowicie niezależnie od moralnej ich oceny. Jeśli dana strona (rząd/opozycja) wystarczająco wypełnia potrzeby wyborcy, to jego poparcie prawdopodobnie się nie zmieni nawet jeśli strona dokona czegoś niemoralnego/niewłaściwego, szczególnie gdy jest to rzecz poza jego życiowym kontekstem.
Ktoś kto nigdy nie mieszkał na wsi nie zrozumie wartości zauważenia wiejskich problemów, ktoś kto nigdy nie miał styczności z sądem nie zrozumie kwestii sądownictwa, ktoś kto wychował się w konserwatywnej rodzinie nie zrozumie sprzeciwu wobec tradycyjnych wartości. A nawet jeśli ją pobieżnie zrozumie, to będzie dla niego zwyczajnie nieistotna albo abstrakcyjna.
Zrozumienie tego jest kluczowe dla osiągnięcia politycznego wpływu. Opieranie swoich działań na obiektywnych wyznacznikach i uderzeniu w wartości wyborców w przemyślany (prawdopodobnie skuteczny) sposób z wykorzystaniem idei jako narzędzia a nie celu to klucz do powodzenia. Niezależnie czy komuś się to podoba czy nie, idee są tym co należy również instrumentalnie wykorzystywać, a nie w nie ślepo wierzyć. Oczywiście tylko z perspektywy partii, nie wyborcy.
Takie są zasady gry, że ten co od 8 lat wykorzystywał idee w sposób instrumentalny, a całość przekazu opierał na badaniach (czyli obiektywnym wyznaczniku wpływu), teraz wygrywa i prawdopodobnie dalej będzie. W takiej sytuacji przeciwnicy mają dwie opcje – albo zacząć grać zgodnie z zasadami albo zacząć za parę miesięcy ponownie płakać w kącie z powodu przegranej, bo „głupie społeczeństwo”.
W ostatnim czasie słuchałem parę wywiadów właśnie po to by te nastroje wykryć, jednak nie zauważyłem by ten racjonalny kierunek miał w ogóle szansę się przebić. Ludzie kreujący siebie na „tych dobrych” cały czas w ideologiczny sposób myślą jak tymi „dobrymi” być, pomijając nieskończoną liczbę narzędzi, która przed nimi leży. Patrzą i nie dowierzają, że już nie ma 2015 roku i polityka się zmieniła. Nie dowierzają, bo za ich rządów zegarek za 20 tysięcy pozbawił znanego polityka teki ministra i mandatu poselskiego (co zresztą dodatkowo nakręciły ich własne media), a dzisiaj mówią o kompletnie innej skali problemach i nic ani drgnie.
I długo jeszcze nie zadrgnie, chyba że to podejście się zmieni, choć w nie szczerze mówiąc nie wierzę.